Co wiesz o tuningowaniu, czyli pochwała zaradności

Jestem prostym synkiem ze wsi.* Statystycznej rolniczej wsi położonej gdzieś kraju. Chociaż jestem – ujmę to brawurowo – dość mocno zurbanizowany, to wiele spraw związanych z życiem na wsi budzi moje żywe zainteresowanie.

Piszę o tym, bo natrafiłem na tekst “Inteligent kolonizuje wieś”. Adam Leszczyński rozmawia z dr. Tomaszem Rakowskim, antropologiem kultury z Uniwersytetu Warszawskiego. Rakowski obala nieprawdziwe mity o życiu na wsi, chociażby ten ukazujący wieś jako miejsce bierne, nietwórcze i pozbawione organizacji społecznej.

Dziś wieś jest pełna kontrastów, przez co upodabnia się do miasta. Obserwuje jakiej zmianie ulega nawet ta uboga wieś, szczególnie od momentu, gdy za chlebem i lepszym życiem wyemigrowało młode pokolenie. Dzięki nim uchyliła się furtka do innego świata, który zwrotnie zmienia mentalność i style życia tych, którzy pozostali z wyboru czy konieczności (np. dziadków, których wnuki wyrastają już w innej kulturze).

Wróćmy do rozmowy. Szczególnie ciekawy jest ten fragment, kiedy antropolog mówi o kreatywności na wsi. To temat rzadko dostrzegany, ewentualnie sprowadzany do nostalgicznych zdjęć rolników budujących traktory samoróbki.  Mówi o tym również Rakowski, ale w szerszej perspektywie badacza zafacynowanego wiejską twórczością i podejściem do przedmiotów.

Miejscowi majstrowie mają niewiarygodną umiejętność przebudowywania i dopasywania wszystkiego do wszystkiego. W niezwykły sposób zmienia to podejście do rzeczy materialnych. Wartościowe jest to co działa teraz, co jest wymienialne i zastępowalne, możliwe. Nie podchodzi się do maszyny jak do czegoś, co jest w całości profesjonalne i zaprojektowane w fabryce, skończone i działające przez lata. To w kulturze mieszczańskiej maszyna ma być i trwać: na wsi się cały czas zmienia.

To prawda. Na wsi maszyny czy urządzenia podlegają twórczym przeróbkom lub recyklingowi. Przedmiot pozornie skazany na zapomnienie wciąż zachowuje swój potencjał, bo nigdy nie wiadomo do czego może się kiedyś przydać, albo w jakim nowym kontekście zostanie użyty. Dlatego ta świadoma akumulacja (chwilowo) niepotrzebnych przedmiotów skutkuje zwykle twórczym bałaganem.

Pamiętam jak wyglądał warsztat mojego ojca, który zresztą niewiele zmienił się do dziś. Średnio co roku stawiałem sobie ambitne jak na dziecko zadanie, aby zmniejszyć entropię układu, czyli ogarnąć chaos i zrobić porządek.

Jednak dla nieco już wyrośniętego chłopca bardziej fascynujące była świadomość, że dla mojego ojca każdy problem jest do rozwiązania. Coś się zepsuło, nie działa albo trzeba zbudować coś nowego? Była to kwestia czasu, cierpliwości, dobrego pomysłu, właściwych narzędzi, ostatecznie wsparcia kogoś kto dysponował odpowiednimi umiejętnościami.

Nawet śmieszącą mieszkańców miast specyficzna kultura wiejskiego tuningu aut zostaje tu doceniona.  Rakowski argumentuje, że ta zupełnie oryginalna działalność kulturalna, inny rodzaj oddolnej estetyki, to przejaw sprytu i pomysłu na przetwarzanie tego, co wpadnie w ręce. I trudno się z nim tu nie zgodzić.

Jeszcze słowo o kulturze ludowej pod postacią cepelii, która jest wytworem sztucznym, nakreślonym przez miasto. Zresztą jak mówi Rakowski, miasto nie tylko tworzy kanon, ale stosuje symboliczną przemoc, gdy idzie o kierunek rozwoju kultury na wsi.

Cała ta retoryka, zakłada taki typ ekonomiki kultury, który mówi: “macie być kulturalni, kreatywni, innowacyjni i to w dokładnie taki sposób, jaki wam powiemy”. Centrum, czyli miasto, narzuca to peryferiom, czy wsi. To dominująca, kolonizująca perspektywa.

Rozmowa, którą tu przytaczam zamieszczona jest w “Przewodniku kulturalnym. O nadziei” sprzedawanym razem z “Niezbednikiem inteligenta. O mózgu.” Wydawcą tego okolicznościowego grzbietu jest Grupa Ergo Hestia.

Warto, aby Polityka lub Ergo Hestia opublikowały tę rozmowę w Sieci, wtedy jest szansa, że dostęp do tekstu będą mieć nie tylko mieszkańcy miast 😉

* Jerzy Pilch rutynowo mówi o sobie, że jest prostym synkiem z Wisły.