1. Choć z wyglądu przypomina nieforemnego ziemniaka lub kąpielową kaczuszkę i jak na kosmiczną skalę jest drobinką, to w najbliższym czasie kometa 67P / Czuriumow-Gierasimienko powinna być gwiazdą medialną pierwszej wielkości.
Pierwszy raz w dziejach lądujemy na komecie! Owszem, moduł sondy Deep Impact uderzył z impetem w powierzchnię komety Tempel 1, wybijając krater o średnicy 120 m, ale lądowanie Rosetty to zadanie o wiele bardziej subtelne i przełomowe.
2. Wystrzelona 10 lat temu Rosetta, znajduje się teraz 600 mln km od Ziemi (gdzieś między Marsem a Jowiszem), krążąc wokół komety. 12 listopada lądownik Philae wyląduje na jej jądrze o rozmiarach 5×3 km. To benedyktyńska robota, jednocześnie zadanie pozbawione fajerwerków, a sam moment lądowania też nie jest spektakularny.
Czy to wystarczy, aby rozbudzić naszą wyobraźnię, nieco zaśmieconą kliszami z filmów science-fiction, głodną efektów specjalnych? Czy misja potrzebuje promocyjnego dopingu? I czy tę rolę spełnił film Ambition Tomasza Bagińskiego?
3. Kosmos naukowców jest racjonalny, nawet jeśli misji towarzyszą ekstremalne emocje. Rzecz w tym, aby się nimi podzielić, szczególnie przy tak ambitnej misji. Komputerowe animacje przygotowane przez Europejską Agencję Kosmiczną nie przyspieszają bicia mojego serca. Trudno przejąć się losem skomplikowanego mechanizmu, nawet gdy z niezwykłą precyzją osiada na pędzącej przez Układ Słoneczny komecie.
Gdyby lądownik Philae wyrwał kawałek komety, zamknął w pudełku i Rosetta zabrałaby go ze sobą z powrotem na Ziemie, wówczas czekalibyśmy na powrót z niecierpliwością. A gdyby to była misja z człowiekiem na pokładzie, byłoby to wydarzenie tej miary co Apollo 11 w 1969 r.
4. Na Księżycu byliśmy, sondy wylądowały na Wenus ( Wenera 7) już w 1970 i Marsie (Viking 1 i 2) w 1976. Pewnie nasze serca zabiły nieco szybciej, gdy Pathfinder, Spirit czy ostatnio Curiosity przesyłały wysokiej jakości zdjęcia z Czerwonej Planety.
Mars jest nieustannie bohaterem masowej wyobraźni, począwszy od kanałów Schiaparellego, przez Wojnę światów i ciągłe poszukiwanie śladów życia na tej planecie. Komety to kosmiczni wędrowcy, prawdopodobnie przyniosły na Ziemie wodę (mamy też inną hipotezę), a może i życie (hipoteza panspermii), dlatego budzą ciekawość. Zarazem mają zdolność do niesamowitej metamorfozy, gdy zbliżając się do Słońca wyrastają im malownicze warkocze.
5. Bagiński zabiera widza w postludzką przyszłość, w której obowiązuje już chyba 3 prawo Arthura C. Clarke’a, a misja Roseta to wydarzenie historyczne. Można odetchnąć z ulgą, że nie sprowadzono filmu do zreferowania technicznej strony przedsięwzięcia, tę poznajemy w stopniu wystarczającym. Historię Rosetty opowiedziana jest w szerszym kontekście wysiłków napędzanych ludzką ciekawością i ambicją właśnie. Takich uskrzydlających fabuł potrzebujemy do opowiadania o tym, co robią inżynierowie i naukowcy.
6. – Upadamy, podnosimy się, dostosowujemy – mówi grający postać Mistrza Aidan Gillen. W moim odczuciu to najważniejszy przekaz filmu, o ludzkiej obsesji przekraczania granic i zamieniania tego, co niemożliwe, w to co realne. Bez dwóch zdań efekty specjalne przekaz ten potęgują; forma w tego typu opowieści nie mniejsze ma znaczenie niż treść.
7. Wyprawa na kometę Czuriumow-Gierasimienko to współczesna metafora wytrwałości, a do tej potrzeba czasem kosmicznego uporu. Gdy potrzeba dodatkowej motywacji powtarzam swoim dzieciom zdanie, które wypowiedział Kennedy w 1962 r. – Amerykanie wylądują na Księżycu nie dlatego, że jest to łatwe, ale dlatego, że jest to trudne.
8. Per aspera ad astra.