Matthias Pöhm, trener wystąpień publicznych wymyślił oryginalny sposób na promocję swojej szkoleniowej działalności. Założył partię o wyrazistej nazwie Anti PowerPoint Party (APPP). Brzmi jak żart, ale wygląda na to, że pochodząca ze Szwajcarii APPP to partia z misją.
Choć nazwa programu PowerPoint jednoznacznie sugeruje o co chodzi Pöhmowi, to APPP na każdym kroku zastrzega, że ostrze krytyki skierowane nie jest wyłącznie przeciwko programowi Microsoftu, ale przeciwko wszystkim narzędziom do tworzenia prezentacji,a zatem także przeciwko programom Keynote czy Prezi.
Pöhm, niegdyś programista, a od 14 lat trener i zawodowy mówca z lekceważeniem wypowiada się o tradycyjnych slajdach, bo jak twierdzi nie dość, że nie spełniają swojej roli w przekazywaniu informacji, to narażają na wymierne straty firmy, a przez to gospodarki krajów.
APPP chce być wyrazicielem trosk 250 milionów braci i sióstr na całym świecie, którzy (ich zdaniem) są skazani na tworzenie nudnych prezentacji bądź tych prezentacji oglądanie. I ta nuda właśnie generuje straty, gdy pracownicy podczas rozlicznych spotkań i zebrań zamiast czerpać motywację z prezentacji bezproduktywnie siedzą i ziewają. W oparciu o swoje arbitralne założenia (dotyczące liczby osób biorących udział w prezentacjach i przy założeniu, że dla 85proc. z nich to strata czasu) APPP wylicza straty dla gospodarki Szwajcarii w wysokości 2.1 miliarda CHF, dla Niemiec to już 15,8 mld euro, a cała Europa traci rocznie 110 mld euro.
Stąd międzynarodowy ruch, którego członkiem może stać się każdy kto tylko zechce przyłączyć się do krucjaty przeciwko softowi do prezentacji. Przy okazji APPP ma ambicje, aby stać się czwartą partią w Szwajcarii (musi zebrać ponad 33 000 członków) i tym samym zamierza ze swoje misji uczynić problem polityczny. W październikowych wyborach w Szwajcarii chcą uzyskać jedno miejsce w parlamencie. APPP chce zebrać również 100 tysięcy podpisów, aby przeprowadzić w Szwajcarii referendum w sprawie zakazu używania w kraju programów do tworzenia prezentacji.
Program partii jej lider Matthias Pöhm wykłada w swojej książce „Błąd PowerPointa (The PowerPoint fallacy), którą członkowie partii mogą kupić z 37 procentową bonifikatą!
Tyle tytułem wstępu o tej – przyznacie sami – niecodziennej partii, w której trzeba zapłacić (tak pamiętam o rabacie) za możliwość poznania jej programu 😉
No dobrze, ale co w zamian? Jak zatem wyzwolić się spod tyranii PowerPointa, Keynota czy Prezi?
Antidotum proponowane przez APPP brzmi tyle banalnie, co zaskakująco: to flipchart, czyli tablica z papierowymi kartkami i ( śmierdzącymi) markerami.
APPP chce zmieniać świat przykładajc rękę do redukcji liczby nudnych prezentacji,dodając zarazem, że nie chodzi o to, aby porzucić PP, ale jego ograniczenia. Pöhm nie twierdzi, że wszystkie prezentacje w PP są złe, ale uważa, że w 95 na 100 przypadków ta sama prezentacja przedstawiona na flipcharcie będzie lepsza.
„I have an operating principle that always helps me: I don’t want to be right, I only want the best result. Over 14 years of public speaking training I have noticed that the use of Flip-chart beats PowerPoint in 95 of 100 cases. This is not wishful thinking on my part but proven experience.”
Jego zdaniem sam sposób tworzenia slajdów na kartkach bardziej angażuje odbiorców i skupia ich uwagę na tym co mówi prelegent, bo nie czyta chociażby tego co wcześniej napisał. To prawda, że łatwiej zaangażować odbiorcę, gdy jest wciągnięty w tworzenie slajdów na żywo, ale dobrze przygotowana prezentacja (z Powerpointa czy Keynote’a) z angażującymi slajdami i przygotowanym prelegentem, który patrzy głęboko w oczy uczestnikom (a nie na ekran, aby odczytać co wcześniejh napisał) jest równie angażująca.
Diagnoza stawiana przez lidera Partii Anty-PowerPointowej jest słuszna, ale metody leczenia pacjenta dyskusyjne. To fakt, że problemem są słabe, długie prezentacje, ze slajdami wypełnionymi tekstem, bezsensownie odczytywanym przez prelegentów.
Prawdą jest też, że PowerPoint jest nadużywany; że firmy chcą, aby pracownicy w ten sposób przekazywali niemal każdą informację (takie przeładowane tekstem prezentacje Garr Reynolds określa mianem slideument – połączenie slide+document) podczas gdy mogłoby się obejść bez zbędnych ceregieli bądź wystarczyłaby jedna kartka z zebranymi pomysłami, jeśli ma po nich pozostać jakiś fizyczny ślad (nie slajd) aktywności umysłowej pracownika.
Mam poczucie, że Matthias Pöhm albo nie widział dobrych prezentacji albo nie chce się do tego przyznać, że większości świetnych prezentacji zrobionych w PP lub Keynote nie da się jednak zastąpić rysunkami na flipcharcie. Możemy się przekonywać, ale to nie ma sensu, skoro program do prezentacji i tablica z kartkami to dwa różne media, które trudno do siebie porównywać, bo służą innym celom i każde z nich ma inne wady i zalety. Nie wspominam już o możliwościach dystrybucji i dalszym cyfrowym życiu takich prezentacji.
Zatem, zanim szwajcarska partia antypowerpointowa zepchnie prezentacyjne narzędzia do podziemia dajmy szansę tym, którzy przełamują stereotyp nudnych prezentacji i dobrze się bawią tworząc własne, ciekawe historie motywując publiczność i nie dając jej szans na zaśniecie (o stratach finansowych nie wspominając).
Staję w obronie PowerPointa, Keynota czy Prezi. To nie programy są nudne, to autorzy nie potrafią z nimi twórczo pracować i zamiast walczyć z narzędziami zachęcam do nauki niełatwej sztuki tworzenia inspirujących prezentacji.
Matthias Pöhm nie odbierze mi na razie chleba. Roboty związanej ze zmianą nastawienia autorów prezentacji czy firm (trzymających się często szablonów) do tego czym powinna być przyzwoita i inspirująca prezentacja jest bardzo dużo. I nie musimy od razu porzucać istniejących narzędzi, tylko inteligentnie, twórczo i z humorem z nich korzystać.
Pozdrowienia dla miłośników flipchartów.