120 lat temu bracia Wright wykonali pierwszy udany lot swoim aeroplanem. Droga prowadząca do tego miejsca była nieoczywista i naznaczona wieloma przypadkami. A może z góry byli skazani na sukces.
Neil Armstrong, pierwszy człowiek na Księżycu miał ze sobą kawałek muślinu ze skrzydła Flyera I, pierwszego samolotu, który oderwał się od Ziemi.
17 grudnia 1903 r. na wietrznych wydmach Kitty Hawk w Karolinie Północnej (700 mil od domu) bracia Wright przeprowadzili kilka udanych lotów. Podczas pierwszego, który trwał zaledwie 12 sekund Orville (zadecydował rzut monetą) przeleciał Flyerem prawie 37 metrów.
Przez dwa kolejne lata doskonalili umiejętności oraz aeroplan, pokonując dystans 40 kilometrów. Potrzebowali kolejnych trzech lat, aby wynalazek zyskał zainteresowanie, co paradoksalnie wydarzyło się najpierw we Francji.
W każdej historii poza faktograficznymi oczywistościami fascynujące są losy bohaterów, ich motywacje, rozterki, konflikty, prywatne życie zwykle kryjące się w cieniu oficjalnej opowieści. Christopher Nolan opowiadając o projekcie Trinity pokazuje nie tylko złożoność Roberta Oppenheimera, również ówczesnych politycznych amerykańskich realiów. Cofamy strzałkę czasu jak daleko się da, aby obserwować narodziny bohatera, ludzi którzy go ukształtowali, splot okoliczności i przypadków prowadzący do zajęcia się problemem. Ułożenie rozsypanych puzzli czy postawienie hipotez o związkach przyczynowo-skutkowych jest źródłem satysfakcji nie mniejszym niż próba udzielenia jednoznacznej odpowiedzi, która być może nie istnieje.
Gdy rodzice wierzą w dzieci
Milton Wright był podróżnym kaznodzieją, dzięki czemu zwiedził niemal cały kraj. Do protestanckiego Kościoła Zjednoczonych braci w Chrystusie wstąpił mając 19 lat. Praca ojca wiązała się również z wielokrotnymi przeprowadzkami. Do Dayton trafili w 1869 r., gdy został redaktorem w ogólnokrajowym tygodniku religijnym, gdy jednak osiem lat później został biskupem, rodzina przeniosła się do Iowa, do Dayton wrócili na stałe w 1884 r. Pisząc listy z podróży dostarczał rodzinie geograficzną wiedzę z pierwszej ręki, opisując obszernie odwiedzane miejsca. Milton był człowiekiem o wyrazistych poglądach, oddany rodzinie. Pielęgnował w dzieciach siłę charakteru, odwagę, wytrwałość oraz idealizm, zachęcał do pracy dla szlachetnych celów.
Susan Koerner Wright miała niemieckie korzenie. Nieśmiała, bardzo inteligentna, z praktycznym talentem do rozwiązywania problemów. Po niej synowie odziedziczyli talent konstruktorski. To ponoć matka dostrzegła talent Wilbura i Orvilla. Zmarła na gruźlicę 4 lipca (Dzień Niepodległości) 1889 r. w wieku 58 lat.
Państwo Wright mieli piątkę dzieci i mieszkali w Dayton przy ulicy Hawthorn Street 7. Najmłodsza Katherine w odróżnieniu od braci zdobyła dyplom wyższej uczelni i uczyła łaciny. Najstarsi bracia założyli rodziny, jeden mieszkał z czwórką dzieci na sąsiedniej ulicy, inny na farmie w Kansas.
Bracia na dobre i złe
Wyraziste imiona Wilbur i Orville otrzymali po pastorach których podziwiał ojciec. Starszy Wilbur był poważny, refleksyjny, dużo czytał, miał doskonałą pamięć, potrafił przemawiać publicznie i precyzyjnie pisał – o rozwój umiejętności komunikacyjnych syna zadbał ojciec. Wilbur nie okazywał emocji, poruszał się szybkim krokiem i żywo gestykulował. Sprawiał wrażenie osoby żyjącej we własnym świecie.
Orville w domu był rozmowny i chętnie żartował, poza nim pozostawał nieśmiały, wrażliwy na krytykę. Przedsiębiorczy, optymistycznie nastawiony do świata, ze smykałką do technikaliów. Gdy ojciec przywiózł z Francji bączka złożonego z dwóch śmigieł napędzanych gumką, Orville bawił się nim w szkole. Zapytany co robi, miał odpowiedzieć, że zamierza zbudować wraz z bratem latającą maszynę.
Braci łączył niemal identyczny szaro błękitne kolor oczu, prawie nierozróżnialny charakter pisma i podobnie brzmiące głosy. Obydwaj lubili gotować, Wilbur grał na organkach, Orville na mandolinie. Pracowici, zawsze znajdowali coś do roboty. Praktycznie nie rozstawali się ze sobą. Żaden nie miał partnerki i nie doczekał się potomstwa. Nie palili, nie pili mocnego alkoholu i trzymali się z dala od hazardu. Mimo sławy zachowali skromność.
Kapitał kulturowy i Darwin na półce
Wilbur był ulubieńcem ojca. Świetnie radził sobie w szkole, zamierzał studiować na Yale. Marzenia pokrzyżował wypadek, podczas gry w hokeja na został uderzony w twarz kijem. Stracił większość przednich zębów, przez wiele tygodni cierpiał z powodu bólu twarzy, doszły inne problemy ze zdrowiem, także napady depresji. Jak wynika z notatek ojca, winowajcą był silny i agresywny piętnastolatek, uzależniony od alkoholu i narkotyków, zamordował później rodziców, brata i inne osoby, skazany na karę śmierci.
Następne trzy lata spędził Wilbur w domowej izolacji, opiekując się także chorą matką. Zaczął wówczas dużo czytać i miał w czym wybierać. Rodzinna biblioteka zawierała literaturę amerykańską, starożytnych klasyków, książki historyczne (sześć tomów o Francji) i przyrodnicze (O powstawaniu gatunków Karola Darwina), encyklopedie.
Na półkach znajdowały się również książki Roberta Ingersolla, piewcy agnostycyzmu, to pod ich wpływem bracia zakończyli przygodę z religią, co ojciec zaakceptował. Bracia zdawali sobie sprawę jak dużym kapitałem kulturowym zostali obdarzeni: – Naszym największym przywilejem było to, że dorastastaliśmy w rodzinie, w której stale zachęcano dzieci do intelektualnych dociekań – powiedział Orville cytowany przez Davida McCullougha w biografii Bracia Wright.
Z kolei u Orville’a pasja do słowa drukowanego objawiła się w inny sposób – samodzielnie zbudował w 1889 r. prasę drukarską. Doceniając entuzjazm ojciec i starszy brat kupili mu małą prasę, tak zaczął wydawać lokalną gazetkę do której samodzielnie przygotowywali krótkie informacje i sprzedawali ogłoszenia. Gazetka ewoluowała, jednak po dwóch latach bracia ją zamknęli i zajęli się wyłącznie usługami drukarskimi.
Rower to świat
Podobnie jak inni Amerykanie, bracia dali się porwać rowerowemu szaleństwu, które było możliwe dzięki pojawieniu się rowerów z kołami o identycznych rozmiarach. W tym wypadku pasja zamieniła się w biznes, w 1893 r. założyli firmę Wright Cycle Company sprzedając i naprawiając rowery – najbardziej lubił je Orville. Mimo rosnącej konkurencji biznes szedł dobrze. Jednak Wilbur nie znajdował w pracy głębszego sensu i zastanawiał się nad przyszłością. Nie widział siebie w roli przedsiębiorcy, raczej w wolnym zawodzie, czerpał przyjemność z wysiłku intelektualnego, o czym pisał w listach do ojca. Wciąż prowadzili sklep i po trzech latach, w 1895 r. przenieśli się do większego lokalu, poszerzając ofertę o produkcję własnych modeli.
Rok później Orville zachorował na dur brzuszny, walka o jego życie trwała wiele tygodni. W międzyczasie Wilbur zainteresował się osiągnięciami niemieckiego inżyniera Ottona Lilienthala, który zginął w sierpniu 1896 r. w następstwie wypadku szybowca własnej konstrukcji. I chociaż marzenie o lataniu Wilbur nosił w sobie od dzieciństwa, to od tej chwili zaczął obsesyjnie myśleć o zbudowaniu latającej maszyny.
Aby poznać ptasie techniki lotu wystarczyło, że sięgnął po słynną wówczas książkę Machina zwierzęca w domowej bibliotece, którą kiedyś czytał. To był początek, bracia sięgnęli po kolejne publikacje, skorzystali z życzliwości Smithsonian Institution w Waszyngtonie prosząc o przesłanie wszystkich dostępnych materiałów o lataniu i aerodynamice. – Mam zamiar rozpocząć systematyczne badanie w tej dziedzinie, żeby przygotować się do działań praktycznych, którym planuję poświęcić cały swój czas wolny od obowiązków zawodowych – napisał 30 maja 1899 r. Wilbur.
Z otrzymanych materiałów najbardziej przydały się prace amerykańskiego inżyniera francuskiego pochodzenia Octave Chanute oraz Samuela Langleya. Langley był powszechnie szanowanym astronomem, kierował również Smithsonian Institution i dysponował dużymi funduszami, które przeznaczał na badania nad problemem kontrolowanych lotów.
Nad zagadnieniem pracowało w tym samym czasie wielu inżynierów czy wynalazców, wśród nich Hiram Maxim (karabin maszynowy), Alexander Graham Bell (telefon) czy Thomas Edison (wiadomo).
W Dayton wszystko jest możliwe
Chociaż ani Wilbur, ani Orville nie mieli kierunkowego wykształcenia, samodzielnie finansowali prace i podróże, mogli liczyć wyłącznie na siebie, to poza ciekawością i determinacją sprzyjał im chyba również czas i charakter miejsca. W tamtych czasach Dayton liczyło 40 tys. mieszkańców, miasteczko dynamicznie się rozwijało, budowano dużą bibliotekę publiczną, szkołę średnią, szpital. Już z końcem XIX w. słynęło z innowacyjności (dziś również), zajmując pierwsze miejsce pod względem nowych patentów w stosunku do liczby mieszkańców. W fabrykach budowano maszyny do szycia, pierwsze mechaniczne kasy sklepowe (firma Incorruptible Cashier), broń palną, wagony kolejowe.
Zresztą nie tylko Dayton, całe Ohio przepełnione było atmosferą innowacyjności. Wilbur Wright pisał, że gdyby miał doradzić młodej osobie, co należy zrobić, aby odnieść sukces w życiu, on uważa, że należy wybrać dobrych rodziców i rozpocząć życie w Ohio. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że Wilbur miał też poczucie humoru.