Dokładnie 17 lat temu Stephen King, najbogatszy pisarz świata odwiózł syna na lotnisko, później zdrzemnął się i poszedł na codzienny spacer niedaleko swojego domu w Maine.
Większość trasy przebiegała przez las, ale ostatni kilometr musiał pokonać idąc żwirowym poboczem wzdłuż drogi. Widoczność jest tam dobra, poza wzniesieniem sprzed którego nie widać jadących z naprzeciwka aut.
Tam akurat znajdował się King, gdy ujrzał pędzącą poboczem wprost na niego jasnobłękitną furgonetkę. Wypadek spowodował Bryan Smith, 42-letni kierowca (mający na koncie więcej wykroczeń) który w feralnym momencie zajęty swoim rottweilerem, nie patrzył na drogę.
Pies o imieniu Pocisk przeskoczył z tyłu furgonetki na tylne siedzenie i próbował nosem otworzyć pokrywę pełnej mięsa lodówki. Smith nie patrząc na drogę próbował odepchnąć psa od lodówki i stracił kontrolę nad jadącym zygzakiem autem.
Do wypadku nie doszłoby, gdyby Smith nie opuścił kempingu, aby pojechać do sklepu po kilka batoników Mars.
[996 znaków]
P.S. Wypadek King opisuje w rozdziale Jak żyć. Postscriptum w książce Jak pisać. Pamiętnik rzemieślinika