„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” – książka japońskiego pisarza to wybieg, aby opowiedzieć o zmaganiu z sobą samym i trudach twórczości.
Istotą biegania jak i metaforą życia, także pisania jest zmuszanie się do największego wysiłku. Gdy rzecz jest warta zrobienia, poświęć jej wszystkie siły – przekonuje Haruki Murakami.
Jednak, aby uporać się z czymś niezdrowym, trzeba mieć końskie zdrowie, pisze autor zaznaczając, że był szczęśliwcem. Otrzymał silne ciało, biegał codziennie przez ćwierć wieku, brał udział w maratonach i triathlonach.
Na długich monotonnych dystansach najciekawsze rzeczy dzieją się w głowie biegacza, skazanego na rywalizację z samym sobą. – Nie jestem człowiekiem. Jestem maszyną. Niczego nie czuję. Po prostu zmierzam naprzód. Tylko o tym myślałem i tylko dzięki temu przetrwałem – to z ultramaratonu na dystansie 100 km, czas 11 godzin, 42 minuty. W tej sytuacji Murakami nie mógł nie odwołać się do znanej mantry – Ból jest nieunikniony. Cierpienie jest wyborem.
Jednak, aby wytrwać w czymkolwiek, trzeba utrzymywać rytm. Uważa, że w pisaniu efektywna umiejętność koncentracji może zrekompensować niedostatki talentu, zaś wytrwałość to rzecz do nauczenia, przekonuje autor „Kroniki ptaka nakręcacza”. Za wzór stawia Raymonda Chandlera, który ćwiczył zdolność koncentracji każdego dnia siedząc przy biurku, nawet niczego nie pisząc.
Na marginesie rozważań o bieganiu Murakami pyta, ile uwagi poświęcać temu, co dookoła? Jak bardzo skupiać się na wewnętrznym świecie? Na ile ufać własnym umiejętnościom, kiedy w nie wątpić? – Chcąc doświadczyć czegoś wartościowego, trzeba czasem zrobić coś bardzo nieudolnie. Rzeczy z pozoru bezowocne mogą przynosić owoce – odpowiada.
Książka ukazała się w 2007 r., gdy Haruki Murakami miał 56 lat, MUZA wydała ją po polsku w 2010 r. Tytuł nawiązuje do powieści Raymonda Carvera „O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości”.